niedziela, 22 marca 2020

Dom - gdy zatrzyma się czas

Dom. Proste słowo. Wydawać by się mogło, że wszyscy mamy podobne pojęcie o tym co tak naprawdę oznacza. To miejsce, w którym spędzamy czas z najbliższymi, spożywamy posiłki, śpimy, kąpiemy się. Miejsce, do którego wracamy po pracy i z którego doń wychodzimy. To nasze "cztery kąty" chroniące nas przed chłodem zimą i upałem w lecie, dające nam poczucie komfortu, pozwalające odpocząć. Ale czy to wszystko? Jak bardzo pojęcie to zmieniło się przez kilkanaście ostatnich dni, w których świat, który znamy, zatrzymał się? Życie wyhamowało do tego stopnia, że niektórzy dostają świra, inni nie wiedzą co mają ze sobą zrobić. Są też tacy, którzy nagle uświadamiają sobie, że "dom" to całe nasze życie, którego nie zauważaliśmy przez ciągłą, ślepą pogoń za... No właśnie - za czym? Czy było warto?


 Nie było mnie tutaj siedem długich miesięcy... Aż wstyd się do tego przyznać... Takie były potężne plany na pisanie tego bloga, zwiedzanie okolicy w promieniu 50km od domu i opisywanie tych wszystkich wspaniałych miejsc znajdujących się w regionie. Materiału na ładnych parę lat pisania posta raz w tygodniu. Co poszło nie tak? Siedem miesięcy to przecież szmat czasu... Czasu, którego już nikt nie odda...
Już przeszło tydzień przebywam wraz z małżonką w domu, postanowiliśmy nie kusić losu i chwilowo zawiesić nasze życie zawodowe. O ile ja mogę pozwolić sobie na pracę zdalną i wiele rzeczy załatwić telefonicznie czy mailowo o tyle moja lepsza połówka odpoczywa od zawodu totalnie. Nie jest to urlop, na pewno nie można tego tak nazwać, a przynajmniej w żadnym stopniu nie przypomina urlopów jakie znamy z naszego dotychczasowego życia. 
Stała się rzecz niesłychana, w pewnym momencie przestaliśmy liczyć czas, przestaliśmy zwracać uwagę na to, jaki jest dzień tygodnia. I tak w poniedziałek miałem wrażenie, że jest piątek, wtorek był dla mnie niedzielą, a środa kolejną sobotą. Niezaglądanie do kalendarza przez kilka dni totalnie roztroiło  moje poczucie czasu i rzeczywistości dotychczasowego życia. Po pierwszym delikatnym szoku i zagubieniu zacząłem patrzeć na to wszystko z innej perspektywy, jakby nagle oczy przebiły jakąś grubą skorupę. 

To był na pewno, swego rodzaju, moment zwrotny.
Pogoda była rewelacyjna więc wyszedłem z domu na spacer i zamiast kierować się standardowo w stronę miasta, parku czy osiedlowych uliczek, poszedłem w przeciwnym kierunku, w stronę otaczających moją miejscowość pól. Widok był kapitalny. Połączenie pól, budzących się do życia łąk, pofałdowanego terenu i ściany lasu na horyzoncie. Nic takiego prawda? Niecały kilometr od domu, nie spacerowałem tam od przynajmniej kilku miesięcy... Czyste powietrze, cisza, spokój, słońce i przyjemne kilkanaście stopni. Gdzieś w oddali stado saren pasących się na łące, nic nie robiących sobie z jeżdżącego niedaleko ciągnika. Tak mi się spodobało, że na drugi dzień poszedłem tam jeszcze raz, tym razem z żoną i zrobiliśmy trochę większą pętle. 

Byliśmy świadkami spektakularnego zachodu słońca, choć może tylko taki nam się wydawał bo tak dawno chowającego się za horyzontem towarzysza codzienności nie widzieliśmy. A przecież to się dzieję każdego dnia, w każdym zakątku naszej planety, każdy może go podziwiać do znudzenia. Robimy to? Czy uczestniczymy w tym wydarzeniu? Nikt nie mówi tu o jakiś specjalnych celebracjach "zwykłego zachodu słońca" ale usiądź, zastanów się i przypomnij sobie, kiedy ostatni raz oglądałeś to "zwykłe" zjawisko. Ile razy ważniejsze były programy informacyjne w TV, jakiś serial czy reality show? Ile razy woleliśmy scrollować w tym czasie facebooka czy cokolwiek innego wyświetlającego się na ekranach naszych smartfonów. Świat jest teraz w takim miejscu, że częściej patrzymy w dół niż w górę. Może obecny czas i problemy jakie dotknęły nasz wszystkich coś zmienią? 

Jeszcze a propos patrzenia w górę... Tego wieczoru była pełnia, odkryłem, że nie tylko nasz dzienny towarzysz potrafi zaskoczyć nas niesamowitym widokiem. Otworzyłem okno i mimo stosunkowo niskiej temperatury patrzyłem jak po nocnym niebie przesuwają się poszarpane chmury, a odbijane przez księżyc światło, w połączeniu z nimi, tworzy niesamowity spektakl. Coś tak "przeciętnego" jak księżyc... Czysta magia, dzień pełen wrażeń, a przecież każdy z nas ma dostęp do tego bogactwa codziennie. Rzeczy niesamowite dzieją się obok nas każdego dnia, a my, pochłonięci codziennością ich nie dostrzegamy. Najlepsze jest to, że ogrom tych "przygód" zawdzięczam wyjściu z domu nie dalej niż dwa kilometry od niego. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia... Następnego dnia zapuściłem się jeszcze "dalej" idąc w tym samym kierunku co poprzednio

Tym razem przeszedłem przez pola i wszedłem do pobliskiego lasu, który do tej pory odwiedziłem może kilka razy w ciągu siedmiu lat i to jeżdżąc po nim treningowo rowerem. Niesamowite w tym wszystkim jest to jak nasza głowa reaguje na zastrzyk świeżego, leśnego powietrza. Wygląda to tak jakbyśmy zażyli jakiegoś rozweselającego środka, a perspektywa widzenia się powiększa, rejestrujesz coraz więcej bodźców i nie ogarniasz tego... Hmm... Szczęścia? Organizm sam wyczuwa wiosnę, budzące się do życia rośliny. Micha (przepraszam za określenie) zaczyna się sama cieszyć słysząc świergot niezliczonego ptactwa. Nie trzeba jechać gdzieś daleko, w jakieś egzotyczne miejsca, płacić ogromnych pieniędzy za możliwość podziwiania natury. Wszyscy mamy to za darmo, w odległości maks 5-10km od naszego domu, wystarczy z niego wyjść...

Wiosna rozpędza się z dnia na dzień, drzewa owocowe coraz śmielej wypuszczają kwiaty. Nie trzeba wychodzić w miejsca odwiedzane przez wielu ludzi, co oczywiście jest teraz niewskazane, można poszukać dziko rosnących, zapomnianych przez człowieka okazów. Zróbmy z tego przygodę, gwarantuję - satysfakcja będzie ogromną. Kto nie pamięta zapachu sadów z dzieciństwa, tej słodkiej woni nie da się pomylić z niczym innym. Niby to nic nadzwyczajnego, niby dzieje się to co roku, a owoce z tych drzew i tak później można nabyć w markecie. Gwarantuje jednak, że zapach ten to podróż w czasie do dzieciństwa, to odwiedziny w domu babci na wsi. To zapewne szereg innych, indywidualnych skojarzeń. To kolejny skarb, o którym zapomnieliśmy. Przeżywanie przedwiośnia, tak niesamowicie przebiegającego w naszym kraju  - polecam

Kolejny dzień "kwarantanny narodowej" to kolejny szalony pomysł. Ot błahostka - wyjdę dziś na rower, tak jakbym nie jeździł od wielu lat. Przez ostatnie kilka sezonów rower pozwalał mi prowadzić zdrowy tryb życia, budować odporność, pokonywać kolejne swoje granice. I to jest naprawdę super, polecam każdemu ten rodzaj aktywności fizycznej.  Co w takim razie jest niezwykłego w kolejnym wyjściu na rower? W dobie internetu, smartfonów i aplikacji śledzących naszą aktywność fizyczną, zamykałem się na kilkanaście tras, które pokonywałem regularnie trenując i czasami poprawiając swoje rekordy. Nawet jeśli jechałem "w nieznane" to zawsze wcześniej planowałem swoją trasę przy laptopie, wgrywałem ją do Garmina i podążałem nią, jak po sznurku często omijając wiele ciekawych miejsc, nie wspomnę już o tym ile razy takie ślepe podążanie za kursem wyprowadziło mnie w typowe bezdroże :)
Tym razem wyjechałem bez planowania z założeniem, że wjeżdżam w te drogi leśne, po których do tej pory nie jeździłem. Początek tej "wyprawy" to oczywiście dojazd do pobliskiego lasu świetnie mi znaną drogą. Później się zaczęło... Najpierw prosta droga przez las w pobliżu ogromnego eratyku, który opisywałem wcześniej na blogu. Dojechałem do miejsca, w którym kiedyś było niemieckie gospodarstwo, a po którym pozostał tylko zarys w terenie, wiele zdziczałych krzewów i ogromne doły. Tak czy siak to miejsce zrobiło na mnie dość duże wrażenie. Toczyło się tutaj kiedyś życie, a dziś jest zapomniane i nieodwiedzane. Najlepsze wydarzyło się jednak później. Jeszcze pierwsze skrzyżowanie leśnych dróg pokonałem dość komfortowo - jadąc prosto. Lekka niepewność pojawiła się kilometr dalej, przy kolejnym takim skrzyżowaniu. 

Nigdy wcześniej tutaj nie byłem (6km od domu!). Jechać w prawo? A może w lewo? Czy jednak prosto będzie najlepiej? Zaczęła się przygoda, skręt w lewo, dziwne uczucie na karku, jakby gęsia skórka, a potem to już poleciało. Nagle "wolny" (ponoć) człowiek, uwolnił się od aplikacji, od sznurka, który trzymał go w ryzach na wytyczonych trasach i ruszył w nieznane. W tym miejscu zakląłbym sobie na wspomnienie tego prześwietnego uczucia. Uczucia wolności. Przejechałem tak naprawdę w sumie 15km, z czego 10 po ścieżkach, których nigdy wcześniej nie odwiedzałem. Odkryłem dwa świetne pagórki do podjeżdżania, enklawę pól położoną na wzgórzu pośród lasów, niewielką sadzawkę-bajorko otoczoną młodymi brzozami, las świerkowy z potężnymi drzewami jakie do tej pory spotykałem tylko w górach, "wyspę" owocowych drzew na środku ogromnego pola. 

Drogę, w odległości jakiś 100 metrów przebiegło mi stado około 20 sztuk wielkich jeleni, widziałem kilka jastrzębi, słyszałem śpiewające ptaki. Po prostu dżungla. 5-7km od domu. Półtorej godziny podróży po tych egzotycznych zakątkach świata - przygoda, która miała miejsce... w domu :)

Wszystko co tutaj napisałem - jaki ma tak naprawdę sens? Po co to wszystko?
Wszyscy przeżywamy teraz trudny czas, żyjąc w jakiejś niepewności jutra. Nagle świat, który do tej pory znaliśmy, do którego przyzwyczailiśmy się przez lata, zatrzymał się. Obecna sytuacja łatwa nie jest, wyciągnijmy z niej jednak wnioski, potraktujmy jak lekcję. Może jak już się to skończy, to ludzie zamiast chodzić na "niedzielny" obiad do sieciowej "restauracji" zaczną robić go w domu, doceniając te chwile, które mogą spędzić z rodziną? Może zamiast spędzać weekendy w galeriach handlowych, spacerując niczym zombie między sklepami, zaczniemy chodzić na dłuższe spacery i poznawać zapomnianą przez nas okolicę? Może zamiast szukać wrażeń latając po świecie zaczniemy odwiedzać to co mamy "za rogiem"?
Mnie, ta sytuacja, zmusiła do refleksji. Kazała sobie zadać pytanie - za czym ty tak chłopie gonisz w życiu? Po co Ci to? Przecież wszystko co najpiękniejsze, wszystko co najcenniejsze, całe bogactwo masz na wyciągnięcie ręki - w DOMU" :)

Pozdrawiam i życzę wszystkim dużo zdrowia!

2 komentarze:

  1. Piękny tekst. To prawda, że gonimy po świecie za atrakcjami, a to co najpiękniejsze, nasze, tu w pobliżu pozostaje nieodkryte, nieznane. Pisz dalej. Ten blog jest super ciekawy.
    B. W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo zastanawiałem sie nad wyborem ogrzewania w moim nowym domu. Ostatecznie zdecydowałem sie skorzystac z oferty firmy Amerigas, u której zamówiłem zbiornika na gaz. Zainteresowanym tematem polecam sprawdzić amerigas opinie 2019 .

    OdpowiedzUsuń