środa, 3 kwietnia 2019

Yoloride – kolarstwo to coś więcej niż sport :)

Od pewnego czasu obserwuję bloga yolobike.pl prowadzonego przez Katarzynę Fedro. Ktoś mógłby powiedzieć, że to kolejny blog o kolarstwie, jednak Yolobike i organizowane w związku z tym ustawki kolarskie pod nazwą Yoloride to zdecydowanie coś więcej.
Dlaczego? Wystarczy stawić się na jedną z takich ustawek, zobaczyć te wszystkie uśmiechnięte buzie, porozmawiać z obecnymi tam ludźmi i w końcu, przejechać z nimi kilka(dziesiąt) km.

Pierwszy raz na trop Yolobike wpadłem na początku zeszłego roku (był to chyba przełom marca i kwietnia), kiedy na swojej pierwszej, wysłużonej szosie z Decathlonu, odbywałem rutynową przejażdżkę obwodnicą Sulechowa (jak to się teraz mówi – rajd dookoła komina). Jadąc na południe dostrzegłem grupę ludzi na rowerach, zatrzymujących się na wiadukcie nad drogą do Mozowa. „Dlaczego się zatrzymują?” – pomyślałem. Powód był jeden, niby prozaiczny, a jednak oddający w pełni to czym są Yoloride – Ci, którzy dojechali do wiaduktu, czekali na pozostałych, którzy z powodu silnego wiatru czołowego, zostali z tyłu. Nikt nigdy nie zostanie sam podczas tych wypadów, nieważne, czy złapie gumę, czy po prostu kondycja jeszcze nie ta, Yolki (taki mój skrót myślowy nazywający uczestników tych ustawek) zawsze poczekają, zawsze pomogą. Trzeba nadmienić, że tego dnia naprawdę mocno wiało (po tej stronie Odry prawie zawsze wieje, tylko raz w jedną raz w drugą stronę 😁) i grupa, która wyruszyła z Zielonej Góry mocno się podzieliła jadąc pod wiatr.
Przejeżdżając obok stojących Yolków spotkało mnie serdecznie pozdrowienie od każdego z uczestników rajdu. Tak mocno zauroczyły mnie wyżej wymienione fakty, że po powrocie do domu zacząłem grzebać w internecie i szukać informacji na temat tego – cóż to za wspaniała grupa ludzi.
Pierwsze ślady znalazłem na (oczywiście) Facebooku. Były to zdjęcia z przejechanej przez Yoloride trasy.

W ten sposób zacząłem śledzić bloga Yolobike.pl, na którym znaleźć można wiele ciekawych informacji dotyczących sprawnej jazdy na rowerze, wydarzeń związanych z kolarstwem szosowym i mtb, a także całą garść cennych porad jak zacząć przygodę z dwoma kółkami. Śledzenie to było połączone z wyczekiwaniem na moment, w którym Yolki znów zawitają w okolice Sulechowa abym mógł się do nich przyłączyć, abym mógł skosztować odrobinę z tej uczty kolarskiej. Pech chciał, że kiedy znów ich trasa przebiegała obok mojego domu, odnowiła mi się paskudna kontuzja kolana, skręciłem je trzeci raz w życiu... Po rekonwalescencji i rehabilitacji bardziej skupiłem się na jazdach indywidualnych i tak, w dużym skrócie, minął rok 2018.

Koniec roku nie oznaczał jednak końca Yoloride. Gdy tylko za oknami pojawiły się pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny 2019 oni ruszyli.
W zeszłym tygodniu w aplikacji sportowej Strava, ukazał się plan trasy Yoloride na 31.03 przebiegający przez Sulechów. To był znak, pomyślałem – teraz albo nigdy!

Organizacyjnie - majstersztyk!
Skontaktowałem się Panią Kasią przez popularny komunikator, domówiliśmy i oszacowaliśmy godzinę, o której grupa będzie w Sulechowie. W wyznaczonym punkcie na trasie czekałem może 5 minut na dojazd grupy.
Zbiórka o określonej godzinie w ustalonym wcześniej miejscu w Zielonej Górze i wyjazd punktualnie, zgodnie z planem w trasę, która bodajże dzień wcześniej została objechana przez Katarzynę autem i sprawdzona pod kątem przejezdności, stanu nawierzchni i punktu przeznaczonego na postój.
 
Jak się okazało, tego dnia w Yoloride jechało około 40 osób więc założenie było takie aby podzielić się na dwie grupy - mocniejszą (z lokalnymi wyjadaczami generującymi kilowaty pod nogami 😁 ) i nieco mniej mocniejszą 😋

Dołączyłem do pierwszej grupy i tak razem dotarliśmy na PIT STOP, który był zorganizowany i zaplanowany przed wyjazdem w konkretnym miejscu, na jednej ze stacji benzynowych w Sulechowie. Każdy zatankował tutaj coś słodkiego i jakiś napój. Były również ciekawe rozmowy, dużo żartów, pojawił się nawet Shrek 😉 

Po około 10minutach odpoczynku ruszyliśmy razem w kierunku Mozowa i dalej na prom w Pomorsku. Jak fantastyczna jest jazda w peletonie zrozumie tylko ten, który tego spróbuje. Kilka osób nadających tempo z przodu, reszta jadąca w zwartym szyku, dwójkami lub trójkami "trzymająca koło" w wytworzonym tunelu aerodynamicznym, praktycznie bez oporów powietrza. Każdy osłania kolegę (lub koleżankę) jadącego obok. Uczestnicy są jak jeden, dobrze funkcjonujący organizm. Ostrzegają siebie nawzajem o nierównościach czy dziurach na drodze, o zbliżającym się aucie itp. (Więcej na temat języka kolarskiego znajdziecie na Yolobike.pl). 

Przeprawa w Pomorsku była kolejną okazją do zatrzymania się i pogawędek. Patrzenie na zdziwienie ludzi w autach przeprawiających się razem z nami i widzących taką masę rowerzystów/kolarzy było bezcenne. Jeden Pan niestety nie wytrzymał ciśnienia/podniecenia i po zjeździe z promu na drugim brzegu rzeki tak ryzykownie zaczął wyprzedzać całą grupę, że omal nie spowodował czołowego zderzenia z autem jadącym z naprzeciwka...
Pozostała część trasy do Zielonej Góry przez Czerwieńsk obyła się już bez incydentów. Kilka osób odłączyło się wcześniej wybierając inne, krótsze lub dłuższe trasy i to kolejna zaleta Yoloride - wcale nie trzeba jechać całej, zaplanowanej trasy z grupą. 
W dowolnym momencie można dołączyć bądź odłączyć się od grupy i pojechać w swoim kierunku 😊
Na dojeździe do Zielonej Góry prowadzący peleton zaczęli przyspieszać do tego stopnia, że w pewnym momencie prędkość na liczniku przez dłuższy czas pokazywała parametry pomiędzy 37 a 39km/h przez co grupa zaczęła topnieć i tuż przed samym miastem również puściłem koło. Poczekałem na tych, którzy zostali z tyłu, razem jechaliśmy wzdłuż Trasy Północnej do punktu końcowego rajdu przy Hali CRS. W międzyczasie dowiedziałem się, że ideą Yoloride jest fun&smile, a dziś wyjątkowo było fast&smile.

Podsumowując wiem jedno - na pewno będę częściej zaglądał na Yoloride bo to niesamowite uczucie spędzić kilka godzin na rowerze z ludźmi, podobnie jak ja, zafiksowanymi kolarstwem.
Jeśli chcesz dołączyć do Yoloride to zajrzyj na Yolobike.pl i koniecznie zapoznaj się z regulaminem rajdów (tak jest takowy i bardzo dobrze!). 
Każdy może spróbować, nie siedź w domu - wyjdź na rower!
Pamiętajcie też, że Yoloride nie jest rowerową wyprawą piknikową, gdzie po 10km ludzie zatrzymują się, palą ognisko i smażą kiełbaski. Nie jest też typową ustawką kolarską, gdzie mocni amatorzy prężą się i ścigają między sobą walcząc o popularne PR'y i KOM'y.
Yoloride jest dokładnie czymś pomiędzy i dlatego jest tak fantastyczne! Więcej znajdziecie na Yolobike.pl 
Ja ze swojej strony jeszcze raz gorąco polecam zarówno bloga jak i rajdy!

Źródła zdjęć:
- zbiory yolobike.pl
- jedna fotka przypadkowo spotkanego kajakarza na Odrze (gorące pozdrowienia!)
- zbiory własne

info: jeśli którakolwiek z osób widocznych na zdjęciach będzie chciała aby usunąć jej wizerunek z bloga to proszę o kontakt - na pewno to zrobię

3 komentarze:

  1. Hej.Nie taka przypadkowa.Specjalnie się wybrałem aby spotkać statek z Berlina:-)Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. To oprócz statku z Berlina trafił się mega Yoloprom :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Generalnie Yolo to dwie grupy, ta druga to jak najbardziej takie Yolo, jakie było w zamyśle podczas jego powstawania. Pierwsza przyspiesza i tylko najmocniejsi dojeżdżają do celu razem (mnie nie udało się tydzień wcześniej).

    To, że Yolo przyspiesza to rzecz zła, bo od tego są inne grupy (Gruppetto, Rant).

    Ja znam kilka osób, które wwłaśnie z tego powodu przestały przychodzić na ustawki organizowane przez Kasię.

    Mam nadzieję, że nie pozwoli ona jako *szefowa*, by grupa zatraciła swoją tożsamość i przyświecające od początku cele i założenie...

    OdpowiedzUsuń